wtorek, 26 kwietnia 2011

Models make me crazy!

Ah, po wielu chwilach spędzonych na rozmyślaniu, nie zdefiniowałam jaki tak naprawdę tym urody kobiety mi się podoba, co za tym idzie, wybór ukochanej modelki. Tak więc pomyślałam sobie co z poszczególnych istotek mi odpowiada i podoba najbardziej. Szaleję za kocimi oczami Kate Moss, alabastrową cerą JAC, ustami Lindsey Wixson, włosami Bianci Balti, niewinnością Barbary Palvin, piersiami Lary Stone, spojrzeniem Elsa Hosk, figurą Candice Swanepoel, seksapilem Adriany Limy, delikatnością Fridy Gustavsson i osobowością Freji Behy Erichsen. To tylko krótka lista modelek i ich cech za, którymi szaleje i byłabym w stanie dużo oddać, by posiadać choć ułamek tej upragnionej doskonałości. Bowiem w każdej z nich jest coś niezwykłego co przyciąga... Boję się nawet wyobrazić tą wyśnioną istotę zbudowaną z tych dokładnie dobranych, idealnych elementów. Przez chwilę miałam nawet pomysł by ją narysować, ale przeraża mnie wizja doskonałego efektu. 
Tak więc, po baaardzo długich chwilach rozmyślania (szczególnie na matematyce i fizyce) cały czas nie wiem, za którą z nich szaleje najbardziej, jak i z którą bez zastrzeżeń (oczywiście jeśli było by to możliwe) mogłabym się zamienić.

 Lindsey Wixson 

 Bianca Balti

Barbara Palvin 


 Kate Moss

 JAC

Candice Swanepoel 

Lara Stone


niedziela, 24 kwietnia 2011

Fashion scandals

Świat mody nie stroni od skandali. Ten rok zaczął się wyjątkowo wybuchowo. Afera związana z odejściem Carine Roitfeld z francuskiego "Vogue'a" jeszcze nie ucichła, a chwile potem dowiedzieliśmy się o skandalu wywołanego przez genialnego Johna Galliano. Zawsze podziwiałam go jako kreatora, a jego projekty dla Diora zawsze miały szczególne miejsce w moim sercu. Uwielbiałam go za to, że nie jest banalny, intryguje i ma własny styl. Jednak po skandalu jaki wywołał i jego nieludzkich wypowiedziach o żydach stracił w moich oczach. Dior zwolnił Galliano (nad czym strasznie ubolewam, Dior bez niego to już nie to samo) a on sam został wysłany na odwyk. Cóż inaczej nie mogło się skończyć, jednak mam cichą nadzieję, że to nieostatni raz kiedy o nim słyszymy. 
Jednak ten rok zaskoczył nas jeszcze czymś. Ikony stylu to już nie byle gwiazdki z LA, ale bloggerzy, insiderzy, ludzie z branży, modelki. To oni inspirują tłumy, a nawet stają się muzami pierwszorzędnych projektantów. 
Tak więc mamy dopiero marzec, a w świecie mody, aż wrze. Czekamy na więcej!




P.S. Na koniec chciałabym jeszcze polecić blog Dominiki http://mynameislilo.blogspot.com/ którym bardzo mi się podoba ;* 

Easter!

Pierwszy dzień świąt, a ja mam już dość. Babcia próbuje wcisnąć we mnie kolejne ciastka, na które od samego patrzenia robi mi się słabo. Polewy lukrowe, orzechy, słodkie nadzienia- nienawidzę wielkanocnych ciast. Wyglądają tak słodko, że ich przełknięcie (w moim mniemaniu) byłoby torturą.



Rodzinka tradycyjnie rozmawia przy stole, śmiejąc się i popijając Hennesy. mimo, że momentami strasznie mnie denerwują, miło tak na nich popatrzeć, kiedy tętnią życiem i są z dala od wszelkich zmartwień i problemów. 

Ku mojemu zdziwieniu niewiele zjadłam, więc mam dobry humorek. Robiłam jedynie zdjęcia tych wszystkich piekarskim pięknościom i kwiatom.


P.S. Muszę nauczyć się średniowiecza na historie, które w książce ciągnie się przez sto pięćdziesiąt stron pisanych maczkiem. Zaraz jebne. 
 

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Sen o Toskanii!

Za 10 minut wybiję północ,a ja leżę sobie wygodnie w łóżeczku z moim kochanym kotkiem i oglądam "Pod słońcem Toskanii". Ah, sama nie wiem co mnie skusiło, powinnam już dawno spać. Jutro rano będe żałować swych nocnych maratonów. 


Rozmawiałam dziś z moim kochanym Mateuszem. Piszę tylko i wyłącznie dla niego bo wiem jaką mu to sprawia przyjemność. Jednak robię to coraz rzadziej, nie wiem co się ze mną dzieje. Nie mogę się na niczym skoncentrować. Rozlewam herbaty, tłuke talerze, potykam się i zawodzę wszystkich naokoło. Nie umiem się zmobilizować by robić coś regularnie. Nawet nie chodzi o to, że nie umiem, poprostu... Ah no właśnie! Nie ma powodu, najwyższy czas się ogarnąć. 


Tak sobie myślę oglądając ten film, jakie porażki mnie kiedyś spotkają. Mąż mnie zdradzi? Rozwiodę się? Stracę pracę? I co wtedy? Zastanawia mnie to czy będe mieć jakąś odskocznie, która pomoże mi i będzie odciągać moje myśli od problemów. Nie wiem czy spotkam kiedyś ludzi, którzy nie będą fałszywi i nie odwrócą się ode mnie gdy podwinie mi się noga. Zastanawiam się czy będe mieć odwagę, by wyjechać gdzieś zdala od mojego wcześniejszego miasta (pomijając oczywiście wszystkie problemy z pieniędzmi) by zacząć lub przynajmniej spróbować zycia gdzieś indziej. Nie wiem tego i narazie nie chce wiedzieć. Mimo, że mam wiele kolorowych marzeń, wiem, że tak naprawdę wiekszość z nich nigdy się nie spełni. Ale cóż... W końcu po to są marzenia. 


Film ten opowiada o kobiecie- rozwódce, którą zdradzał mąż. Pod namową przyjaciółek i ze złamanym sercem, jedzie na wycieczkę do Toskani, by odpocząć. Pod wpływem impulsu kupuję starą willę, wymagającą remontu. Podczas pracy nad domem, jej życie przechodzi w kolejny rozdział. Poznaje wiele ludzi, odwiedzają ją przyjaciele, spotyka miłośc swojego życia. Fabuła bardzo prosta, dlatego pochłaniam ją z tak ogromną przyjemnością. Ciekawa jestem czy przeżyję kiedyś taką swoją włoską przygodę. Czy zdołam z totalnego dna w zupełnie obcym miejscu odbić się i własnoręcznie odbydować swoje życie, tworząc przy tym stałe i pewne szczęście. Muszę przyznać, że było by cudownie. To jest właśnie moje kolejne ciche marzenie, bo uważam, że nic nie potrafi tak uszczęśliwić człowieka jak jego same dokonania i osiągnięcia.


Tak więc marzę sobie po cichu, że pewnego dnia stanę sobie w moim włoskim, bujnym ogrodzie w lnianej białej sukience i spojrzę na niewielki domek porośnięty splątaną winoroślą. Będe sobie chodzić boso po ogrodzie, upijając się winem i tańcząc w wyśniony rytm. Nie będzie mnie nawet żenować, że moim jedynym współlokatorem jest moja kotka Luna. Będe pomagać sąsiadowi zbierać oliwki, a z dziećmi z pobliskiego placu zabaw pobawię się w chowanego. Przepiele ogródek, poczytam książki, może nawet coś napiszę. Nauczę się gotować i rozróżniać wszystkie włoskie makarony. Zaproszę na obiad nowych znajomych, którzy poznają mnie z moim Marcello. Choć na Stefano lub Rafaela też bym nie narzekała. I tak też ciągnął by się mój włoski sen kręty jak makaron...




P.S. Oszalałam.