wtorek, 2 listopada 2010

Confessions of a shoppaholic?

Kiedy byłam małą dziewczynką istniały prawdziwe ceny i ceny mojej mamy. Prawdziwe ceny pozwalały na błyszczące zakupy co 3 tygodnie. Ceny mamy- na praktyczne rzeczy, które nigdy się nie niszczyły i były na wieki. W dodatku były obrzydliwe. Gdy patrzyłam w witryny sklepów, widziałam inny świat. Wyśniony, bajkowy świat pełen pięknych, idealnych rzeczy. Świat gdzie dorosłe dziewczynki brały co chciały. Były piękne, jak wróżki albo księżniczki. Nie potrzebowały pieniędzy, miały magiczne karty. Pragnęłam choć jednej odkąd skończyłam osiem lat.
Dorosłam, poznałam facetów i to zmieniło moje podejście. Znacie to uczucie, gdy widzicie kogoś ładnego, a on uśmiecha się do Ciebie, a nasze serce topnieje niczym topniejący tost? Tak właśnie się czuję kiedy widzę sklepową witrynę i te cudowne rzeczy. Tyle, że wtedy czuje się lepiej. Bo wiem, że mało kto będzie otulał mnie równie miło i czule przez cały dzień niczym nowa sukienka. Mało kto również potrafi poprawić mi samopoczucie i humor jak nowe buty lub płaszcz. Zaś, jeśli facet nie pasuje nie możesz wymienić go po tygodniu jak uroczy kaszmirowy sweterek. Wystawy zawsze ładnie pachną. Sklepy mają rzeczy, których nawet nie wiedziałaś, że potrzebujesz. A gdy palce oplatają te błyszczące, nowiutkie torby... Ah to wspaniałe uczucie.
Kiedyś (czyli całkiem niebawem) będę mieć tych rzeczy pełną szafę i wymarzonego faceta, nie zbaczającego na moje fanaberie! Ah i oh, rozpływam się.



xoxo
Sonia

P.S. Kochana mamo, nigdy nie zapomnę Ci tych różowych sztruksów.

3 komentarze:

  1. Bardzo bardzo lekkie, fajne i przyjemne:)

    Pozdrawiam - Matt

    OdpowiedzUsuń
  2. przykro mi ale nie pisałas tego sama to fragment z bodajze wyznań zakupcholiczki

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest napisane w tytule postu, więc brawo za spostrzegawczość.

    OdpowiedzUsuń