środa, 19 października 2011

Dear New York City, fuck you.

Pochłaniam całe stosy książek. Biografii, albumów, poradników, dzienników...Wszystko co treścią zbudza we mnie takie emocje, że mam ochotę jednocześnie rysować, tworzyć, biegać i inspirować. Istne szaleństwo!
Czytając "Sukces według TEEN VOGUE" przez ostatnie dwa wieczory z każdą stroną coraz bardziej jej nienawidzę. I to nie dlatego, że niespełnia moich oczekiwań, ale przekracza je stokrotnie. Wprawia mnie w obłęd i płacz, a zarazem sprawia, że łzy same napierają. Niedługo oszaleje przez tą swoją wrażliwość (ba! chyba nawet przewrażliwienie) na punkcie mody i sztuki. Uświadamiam sobie, że jestem w złym miejscu o złym czasie. Zresztą jak zawsze...
Czytając o życiorysach tych szczęściarzy nie jestem zazdrosna, raczej rozgoryczona, że mnie pewnie nigdy nie spotka zaszczyt studiowania chociażby w Parsons The New School of Design. Choć z drugiej strony nie mogę być pewna, że to się nie stanie. Jedyne co mogę z tym zrobić to sie postarać i nie poddać zbyt łatwo...
Ah, żeby ta samomobilizacja podziałała!  




2 komentarze:

  1. Podziała :)

    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ważne żeby wytrwać, mimo wszystko...
    A czy podziała? Przekonasz się pewnie za jakiś czas. :)

    OdpowiedzUsuń