wtorek, 22 listopada 2011

Dolce con le ciliegie

Kocham dni w których wstaje zmęczona, lecz uśmiechnięta i potargana myślą, że mam dla kogo. To wspaniałe uczucie piec ciasto dla kogoś, wkładając całe serce w słodki wypiek. Przyczyniając się tym samym do powstania armagedonu w Twojej kuchni. Jest w tym pełne urok, którego nic innego nie zastąpi. Takie uczucie spełnienia i zachwytu. Ah, a kiedy mówili, że szczęście składa się z małych rzeczy to nie wierzyłam...
Lubię takie dni, gdy czas mija bezproblemowo, bez stresu. Popołudnia, w które wolno mi obrzreć się wiśniowym ciastem i gorącą czekoladą z bitą śmietaną i piankami, nie miejąc przy tym poczucia winy, tylko dobry humor i nieodklejalny uśmiech na twarzy. Wieczory ze starymi bajkami Disneya w wysprzątanym pokoju pod puchatym kocem, kiedy istnieje jedynie moja wyobraźnia i czysta kartka w ukochanym dzienniku.

2 komentarze:

  1. Niestety czasem po tych 'zmarnowanych' dniach atakuje mnie poczucie, że właśnie bezsensu tracę czas którego mam i tak mało, że powinienem COŚ zrobić. Następnie szybko to zduszam w sobie i idę dalej...

    Cóż to za wypiek na fotce? To te wiśniowe? Wygląda smakowicie. <3

    OdpowiedzUsuń