piątek, 27 sierpnia 2010

Too late to apologize...

Na zewnątrz ściemniło się. Na widok szalejącej za oknem wichury, nie jednego śmiałka opuściłaby odwaga.Jednak jej wszystko było obojętne. Nie mogła zostać ani chwili dłużej w tym miejscu. Pragnęła znaleść się jak najdalej od tego co tu zobaczyła. Zdawała sobie sprawę że nawet kiedy wsiądzie w pociąg i ruszy do domu nie będzie wolna. Usłyszała za sobą ostatnie"zostań" i zatrzasnęła drzwi. Myśli tłukły, kotłowały się w jej głowie jak ten nieokiełznany wiatr. Czuła tylko ból. Osłabiający, odbierający zdolność myślenia. Czy tak się umiera? zastanawiała się, zwalniając z każdym krokiem. Ulice były opustoszałe. Czuła się jak wygnaniec.Potężny podmuch szarpnął nią, ledwo utrzymała się na nogach. Łzy zalewały jej twarz,straciła ostrość widzenia. Znów "ich" zobaczyła. Ta scena jak slajd wyświetlała się w jej myślach. Siedzieli tak niewinnie. Nic nie robili. Siedzieli blisko, bardzo blisko siebie. Ich ciała dotykały się. Pochylali się ku sobie, szeptali coś. Stała w drzwiach i patrzyła na to co nie zostało wypowiedziane. Co było tak czytelne w ich gestach i spojrzeniu. Nie zastanawiała się długo.Miała nadzieje że wymknie się niezauważona, ale on ją zobaczył. Złapał ją za rękę nim wyszła. Widziała panikę w jego oczach,wszystkie słowa które zawisły nie wypowiedziane,ogłuszały ją. Kochała go tak mocno, obiecał jej wspólne życie,roztaczał przed nią wizję ich spełnionych marzeń... Tyle razy ją zapewniał o swojej miłości, o swojej wierności, o tym że jest tą z którą chce spędzić resztę życia. Wierzyła mu,ufała jak nikomu na świecie. Oszukał ją. Kolejny raz dała się zwieść pięknym słowom. Teraz stała na pustej ulicy. Nagle pogasły światła w około,zrobiło się zupełnie ciemno. Upadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Między gęstymi chmurami zrobił się jasny prześwit. Księżyc rzucił blask na jej mała, skuloną postać. Popatrzyła w niebo i zaczeła szeptać:
-Jeśli jest coś, co chociaż trochę darzy mnie miłością, to błagam, zabierz mnie z tego świata! Zabierz mnie...
- Nie chcę...nie chcę żyć sama,z tym bólem, z tym ciężarem! Jestem nikim bez niego,całe serce oddałam jednemu człowiekowi. Bez niego nie umiem żyć...

- A więc zlituj się! Zlituj się nade mną i zabierz mnie stąd, gdzieś bardzo daleko...


Następnego dnia, z samego rana starszy człowiek znalazł młodą dziewczynę. Leżała bez tchu na chodniku,oczy wpatrywały się w niebo a usta zastygły w półsłowa którego nigdy nikt nie poznał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz