wtorek, 31 sierpnia 2010

romantische avonturen van een zolder


Pamiętam taki poranek kiedy obudziłam się w jasnej, szeleszczącej pościeli. Jak co ranka ostre wczesne słońce wpadało do pokoju przez żaluzje. Zmrużyłam oczy i przeciągnęłam się zwinnie. Położyłam rękę na poduszce obok, nikt tam nie leżał. Podniosłam się wolno i usiadłam na łóżku. Pościel zaszeleściła, byłam sama. Poczułam się wtedy cholernie samotna.
Wyszłam z pokoju, było bardzo cicho. Schodząc po schodach, usłyszałam uroczę pomrukiwanie. Tak uwielbiałam kiedy mruczał. Kochałam, mrr. Był w naszej ukochanej kuchni. Przez lekko uchylone drzwi, wślizgnęłam się cicho. Pamiętam, że wchodząc do kuchni, strąciłam coś niewielkiego z blatu. Delikatnie brzdęknęło o kamienne kafelki. Usłyszałeś mnie wtedy i przywitałeś jednym z najpiękniejszych uśmiechów. Kochałam tą jego radosną minkę, kiedy widział jak się potykam. Nazywał nie wtedy jakoś po holendersku, bodajże lieve sufferd (kochana niezdara). Mimo tego gorzkiego, nieprzyjemnego języka brzmiało to tak czule i pieszczotliwie. Mmm
Zaparzał wtedy moją ulubioną, malinową herbatę i zawiązał mi oczy jakąś chustką. Złapał mnie za rękę i szepnął, że ma dla mnie niespodziankę. Kiedy wchodziliśmy po schodach, zakręcił mnie kilka razy, żebym nie wiedziała gdzie idę. Ten dom był taki duży i bajkowy. Wchodziłam po schodach potykając się o każdy stopień, ale to było nie istotne bo trzymał mnie mocno za rączke. Szliśmy coraz wyżej, aż w końcu usłyszałam jak otwierał drzwi, strasznie zaskrzypiały. Wprowadził mnie do pokoju i odsłonił mi oczy. Byliśmy na strychu. Cały był zawalony starymi obrazami, pięknymi ramami, zakurzonymi lampami i lustrami. Na środku leżał materac, pokryty kwiatowym obiciem.
Dzbanek z herbatą położył na jakiejś komodzie, rzucając przy tym nieznośne spojrzenie. Rozbawił mnie tym. Widząc mój uśmiech, chwycił mnie, objął w talii i rzucił na materac. Zaczął gilgotać i czule całować mój brzuszek. Śmialiśmy się tak i wygłupialiśmy, kiedy przez szpary w drewnianym dachu wpadało poranne słońce. Oświetlało powoli nasze ciało i igrało w burzy moich włosów. Pamiętam, że leżeliśmy tak słodko całując się, pieszcząc i przytulając, praktycznie całe rano. Mrr, a na koniec kochaliśmy się tam w promieniach słońca i zapachu malinowej herbaty, unoszącej się w powietrzu.
Kolejne wspomnienie, które chciałabym uwiecznić na fotografii.


xoxo
Sonia

P.S. Jutro poznam nowa klasę, błagam o kilku normalnych.

1 komentarz: