poniedziałek, 6 grudnia 2010

Basket full of strawberries!

Z miłością jest u mnie jak z koszykiem truskawek. Na początku mogłoby się wydawać, że truskawki są dobre i smaczne, przepełnione rozkoszą. Choć kiedy bierzesz jedną do ręki okazuje się być spleśniała. Niestety nie od razu to widać. Z tymi truskawkami jest zupełnie jak z miłością. Wydaje się być naprawdę dobrze i (w większości przypadków) okazuje się jakie to cholerne bagno. Czasami trafiają się duuuże truskawki- wielkie miłości-, których nie zjadasz od razu, tylko się nią delektujesz, ale każdy kęs sprawia coraz mniejszą frajdę, bo już dobrze znasz jej smak. Jednak gorsze są te mniejsze truskawki. Nader czerwone i kształtne. Na początku szkoda Ci je zjeść, ale z czasem zjadasz ją i żałujesz bo jej smak wprawia Cię o ból brzucha. Koszmar.

Tak więc zdarzyła mi się jedna miłość do chłopaka, którego teraz szczerze nie cierpię. Mogłabym powiedzieć, że chciałabym, że nie miały miejsca, ale wtedy nie byłabym tą osobą, którą jestem teraz. Koniec tego związku przysporzył mi tyle cierpień i łez, że chciałabym to cofnąć, ale wtedy nie zdarzyło by się tyle rzeczy. Tych dobrych jak i złych, w końcu wszystkie doświadczenia kształtują Cię jako człowieka. Mimo, że wmawiam sobie, że dobrze się stało, cały czas przytłacza mnie myśl ile czasu straciłam na smutki.
Reszta moich miłostek była mniej ważna, aczkolwiek przeżywałam je, gdy się kończyły. Nawet mimo to nie żałuje tego, bo poznałam wiele typów ludzi, innych zachowań, osobowości i pasji.

Może ja po prostu nie jestem osobą zdolną do miłości? W każdym napotkanym chłopaku widzę faceta, z którym przeżyje resztę życia. To źle, bo szukam na siłę zalet, których jak się okazuje później, nie ma. Choć gdy już znajdę osobę przy, której czuję się  dobrze, angażuje się, a kiedy nasz związek się rozkręca, odechciewa mi się. Wolę wtedy siedzieć w domu sama. Rysować sobie, oglądać filmy. Czemu tak jest? Może dlatego, że skoro już kogoś mam, mogę go mieć kiedy ja chce. To mnie często gubi.Jestem cholerną egoistką... Trudno. Później zaś facet zaczyna mnie denerwować. Kończę to, a potem z dnia na dzień zaczynam coraz bardziej żałować i wyklinać, że nie byłam w stanie się zaangażować.
Tym właśnie sposobem przekreśliłam przez ostatnie dwa lata, kilka szans na prawdziwą miłość. A szkoda, bo w głębi serca, wiem, że jestem w stanie być najwspanialszą dziewczyną, która kocha tak jak kiedyś kochała. Ten uraz pierwszej, prawdziwej miłości zakorzenił się we mnie tak głęboko, że to nie prędko się stanie. Cóż... Trudno.

Jeszcze trochę będę tą naiwną, kochliwą osóbką, popełniającą miłosne błędy... Ah, ah, zaczynam pierdolić.


 Sonia

2 komentarze:

  1. Nie mogę Ci pomóc ^.^ To by zepsuło Sonie ;< Nie kombinuj! Żyj

    Matt

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdybyś nie pierdoliła nie byłoby to tak ciekawe i trudne.

    Domyśl się.

    OdpowiedzUsuń