Bordowa kurtyna podniosła się, odsłaniając pustą scenę. W oka mgnieniu pojawiła się na niej drobna istotka, która swym figlarnym spojrzeniem rozjaśniła panujący mrok. Światła zabłysły, a ona zaczęła wirować w rytm rozbrzmiałej muzyki. Jej kryształowy kostium mienił się pod brokatem lamp, a ona wirując między cieniami, odbijała się lekko. Na sali rozbrzmiewała muzyka, a jej małe stópki tupotały niesfornie.
Podczas wybranych przez nią obrotów, rzucała widzom kocie spojrzenia wprawiając tym, niektórych w zakłopotanie. Ich niespokojny oddech był wyczuwalny. Jednak nikt się nie rozglądał na boki. Na zawieszonych nieruchomo twarzach gapiów, malowały się uśmiechy. Wprawiała ich w zachwyt. Muzyka grała szybciej, piruety były coraz to doskonalsze, jednak występ się skończył, kurtyna opadła. Ludzie zaczęli rozglądać się po sobie, budząc powoli z amoku jej piękna. W ich głowach cały czas tańczyła.
Pytacie co z nią? Marzyła by to była prawda. Pragnęła być tą tańczącą laleczką, uwodząc swą delikatnością tłumy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czym dłużej mieszkam w tym blogu, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest on listą niespełnionych, zapomnianych marzeń i snów.. Cudowne. Jak zwykle zresztą.
OdpowiedzUsuńM.
obejrzyj czarnego łabędzia - balet wcale nie jest taki łatwy i przyjemny :)
OdpowiedzUsuńJakbym nie oglądała. To była inspiracja do napisania tego.
OdpowiedzUsuń