poniedziałek, 25 października 2010

Milkshake'i i cheerleaderki.

Czasami sobie myślę, że fajnie byłoby się wyrwać z tego życia w wielkim mieście i pobyć trochę czasu w innym miejscu. Miejscu gdzie ludzi cieszy każdy głupi zjedzony pączek z różową polewą. Dać się pochłonąć, gdzieś zupełniej indziej. Pobyć z innymi ludźmi, udawać ,że jest się kimś zupełnie innym. Udać, że nie było żadnej cholernej przeszłości, że całe zycie spędziło się na amerykańskiej prowincji, popijając miętowe shake'i. Myśląc tylko o tym z kim pójdzie się na bal maturalny albo zamartwiając się czy przyjmą Cię do drużyny cheerleaderek. Czekając na swojego ukochanego, który podjedzie w starym samochodzie swojego ojca i zabierze Cię nad jakiś klif albo do samochodowego kina i będzie namiętnie obściskiwał. Wysłuchując tylko plotek o iskrzącej królowej balu i super przystojnych footballistach. Zmienić się w prowincjonalną damę z upiętymi włosami w pięknej granatowej sukience z wysoką talią. Malować jedynie usta mocno czerwoną szminką a szyję przyozdobić naszyjnikiem z pereł.
Żyć w miasteczku, gdzie największa rozpustą jest uchylenie rombka swojej spódnicy czy pokazanie koronki od pończoch. Tylko mój ukochany wiedziałby jaką jestem dzika bestią. Szczęśliwy amerykański styl życia.


Naprawdę mogłabym to pokochać.

2 komentarze: